![]() |
| Marian i Jadwiga Ż. |
Mieszkaliśmy na górze, a Dziadzik z Babcią na dole. Mimo to niewiele pamiętam, jaki był Marian Ż. Najmocniej zapadł mi w głowę fakt, że przy każdym składaniu życzeń, czy to na urodziny, czy na święta - płakał. Łzy cisnęły mu się do oczu tak mocno, że nie był w stanie ich powstrzymać. Nigdy nie spytałam, dlaczego tak ma. Dziś już wiem.
Przeczytałam Jego wspomnienia z okresu drugiej wojny światowej, kiedy trafił do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Przeczytałam to i sama się popłakałam. Dziadzik, bo tak prosił, aby do niego mówić, trafił tam ze swoim ojcem Janem, widział niejedną śmierć i słyszał o najokropniejszych torturach. Sam traktowany był nieludzko i poza głodem i chorobami, nieraz został dotkliwie pobity.
Co jeszcze pamiętam z czasów dzieciństwa? Dziadzik był małomówny, przynajmniej ja go tak odbierałam. Ale był też jednocześnie bardzo delikatny, kulturalny, czysty i elegancki. Potrafił przepięknie rysować, pisać i rzeźbić w drewnie (niestety Pinokia, którego mi obiecał, nie doczekałam). Pamiętam też, że palił dużo papierosów, przez co zachorował na martwicę, amputowali mu nogę, a potem robiłam wyścigi z nim na wózku inwalidzkim po korytarzu. Nie zapomnę również, jak zawsze równo układał kapcie przed położeniem się do łóżka i smarował kremem Nivea. Najlepsze jednak w wykonaniu Margolcia było głośne wzywanie żony Jadzi: "JAAAAGAAAA!!". Wydaje mi się, że miał dobre serce. Zawsze pomagał Babci przy gotowaniu i gdy chodziliśmy jako dzieciaki po kolędzie, zawsze dawał nam po kilka złotych. Dzieci pamiętają takie rzeczy...
Okropne przyznać, ale to chyba wszystko, co pamiętam, mieszkając z nim pod jednym dachem przez prawie 25 lat. Wiem jeszcze tylko, że bardzo dzielnie znosił wszystkie choroby i zmarł w szpitalu w wieku 80 lat w gronie najbliżej rodziny. Kilka miesięcy temu wpadłam na pomysł, aby wspomnienia, które zdołał pięknie spisać, przelać na bloga. Tak, aby każdy mógł go przeczytać na komputerze lub smartfonie, aby pamięć o okrucieństwach, jakich doznał nie została zasypana kurzem, zwłaszcza w czasach, kiedy podobno 80% Amerykanów nie ma pojęcia, co to jest Auschwitz...
Będę powolutku wrzucać posty, jeden za drugim aż do momentu, w którym skończył pisać... Nie będą to miłe ani piękne rzeczy, pomimo jednej - nadziei, która trzymała Dziadzika przy życiu i dzięki której jestem na tym świecie i mogę dać świadectwo jako jego wnuczka...
P.S.
Dziś jest 06.12.2021 - Mikołajki
Obejrzałam krótki wywiad ze zmarłą tydzień temu "Babcią Cecylią".
Nie znałam tej Pani, ale jej Wnuczka uczy moje dzieci języka angielskiego i przesłała mi ten oto link:
Te wspomnienia z drugiej wojny światowej natchnęły mnie, aby dokończyć opowieści Dziadzika na blogu. Mam nadzieję, że razem z moją babcią Jadwigą, "Margol" czuwa teraz nad swoją gromadką: dzieci, trójki wnucząt i szóstki prawnucząt...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz