środa, 10 kwietnia 2019

POD STRACHEM DZIEŃ I NOC cz.3



Jadwiga i Marian Ż.




Niemcy zaczęli wprowadzać swoje zarządzenia. Wprowadzili kontyngent na wszystko: mięso, mleko, masło, jajka, zboże, drzewo, ludzi. Wydali kartki na żywność i w ogóle na wszystko. Zapasy zaczęły się kurczyć. W miastach zaczął się głód. Ludność z miasta wyjeżdżała na wioski aby zdobyć żywność. Narażali się na wszelkiego rodzaju szykany. Mimo to na głód nie ma kuli. Przyjeżdżali z Warszawy do nas. My organizowaliśmy żywność. Częściowo na wymianę, częściowo za pieniądze i tak do 1943 roku. Mieliśmy zboże na mąkę, kasze. Pod strachem, bo trzeba było mieć karty na przemiał.

W Gniewoszowie był młyn, w którym "na lewo" można było przemielić zboże. Część mąki zabierał Żyd, a część do dalszej sprzedaży dla handlarzy z Warszawy.W Gniewoszowie było getto żydowskie. Panował tam ogromny głód i każdą żywność można było sprzedać i przeszmuglować, bo bezpośrednio nie wolno było. Żandarmi wyłudzali od Żydów co się tylko dało. Był taki przypadek. Żydzi ukrywali się w Regowie. Mieli dużo złota, skór na buty. Zarekwirowali Im wszystko, aż w końcu przywieźli Ich do Gniewoszowa na żydowski cmentarz, zwany kierkut i czworo zabili strzałem w tył głowy i tak się z nimi rozprawili. Żydówka moment przed śmiercią jeszcze wymówiła te słowa: "Ach jaki piękny jest świat" i w kałuży krwi z rozwianymi włosami zakończyła życie. Widok był straszny. Cztery trupy bez winy jak psów zastrzelili. Jak błyskawica rozeszła się wieść o tym morderstwie po całej okolicy. I tak już się zaczęło prześladowanie, które następowało jedno po drugim. Aresztowania, łapanki do Niemiec. Człowiek żył pod strachem dzień i noc. Kilka razy uciekaliśmy z aresztu. Wykupywali nas z Góry Puławskiej od policji. Żyć już się nie chciało jedynie to, że człowiek był młody, pełen energii i optymizmu, że to musi się skończyć. Lecz zanim to nastąpiło, dużo sie jeszcze przeszło. Ucieczka za Wisłę, żeby do Prus nie złapali bo rodzina była liczna. Sześć sióstr ja i brat 6-letni, dwoje rodziców. Byliśmy w oczach, że nas jest tyle i żadnego nie mogą złapać do Niemiec. Byliśmy podejrzani, że do nas przychodzą partyzanci. Od 39 roku ojciec należał do organizacji. Nauczyciel z Bronowic - Rut - organizował podziemie, lecz musiał uciekać kiedy mu zaczęli deptać po piętach. Później aresztowali księdza z Góry Puławskiej i jeszcze 20 osób. Trzymali ich w Radomiu przez 2 tygodnie. Potem przywieźli ich do Góry Puławskiej, zrobili szubienicę i wszystkich powiesili w dzień, w którym był jarmark w Puławach. Wszystkich ludzi, którzy wracali z jarmarku zatrzymywali i kazali się przyglądać jak wiszą. Jedynie Mizak z Bronowic został zwolniony. Jak wrócił do domu to osiwiał ze strachu. I tak co jakiś czas to nowe wydarzenie. Wreszcie przyszedł czas i na nas.

Wracałem z Gniewoszowa kiedy zaczęła się kanonada w nocy 12 września 1943 roku w Gołębiu. Został wysadzony pociąg z amunicją jadący na wschód. Cały rok Niemcy szykowali się do uderzenia na Rosję. Zima była bardzo ostra. Codziennie trzeba było iść na radomską szosę odgarniać śnieg, a były zaspy do 2 metrów. Nastała wiosna, roztopy, samochody grzęzły, szosa się zapadała. I tak do czerwca 40 roku. 21 czerwca wracałem z randki. Była godzina 4 rano. Słychać na lotnisku w Klikawie szum samolotów. Eskadra za eskadrą leciały na wschód. Działa było słychać aż ziemia drżała. Tak było do południa, później odgłosy się oddalały, aż wreszcie umilkły. Nadzieja spełzła na niczym. W tak krótkim czasie pogonili aż pod Moskwę i dalej i dalej. Niektórzy mówili, że już nie ma nadziei na odzyskanie niepodległości. Trzeba było długich perswazji, że to nie jest koniec. Przyjdzie czas, że machina niemiecka się załamie i Niemców pokonają. I tak się stało, ale dużo trzeba było wycierpieć. Coraz szersze kręgi w kraju były opanowywane przez partyzantów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz