![]() |
| Marian Ż. i 6 sióstr |
Kajetanów 1992 r.
Od lat młodzieńczych marzyłem o lotnictwie, by zostać lotnikiem.Niedaleko od mojej miejscowości było lotnisko w Dęblinie. Mogłem całymi dniami przyglądać się jak się ćwiczą lotnicy na samolotach wykonujących różne akrobacje.
Po ukończeniu szkoły podstawowej postanowiłem pójść do szkoły lotniczej w Bydgoszczy. Zostałem przyjęty w 1938 roku. Lecz radość krotko trwała. Kiedy miał się rozpocząć rok szkolny dostałem zawiadomienie o odroczeniu szkoły na czas nieokreślony. Ze łzami w oczach przyjąłem tę wiadomość. Powodów nie podali. Jednak domyślałem się, ze wojna wisi w powietrzu. Wojsko szykowało się na Zaolziu. Ruchy wojska dawały do myślenia, ze sytuacja staje się niebezpieczna. W prawie pojawiały się artykuły świadczące o groźbie wybuchu wojny z Niemcami. Dyplomaci jeździli bez przerwy to do Berlina, Londynu, Paryża, Moskwy. Jednak wyniki tych rozmów były nikłe. W roku 1939 w marcu prasa donosiła o wysyłce skarbów zagranicę. Zastanawialiśmy się, że działa przeciwlotnicze i przeciwpancerne Polska wysyła do Anglii. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc temperatura rosła w społeczeństwie - co będzie. Nastrój w społeczeństwie się podnosił.
Jednak społeczeństwo było zdecydowane za wszelka cenę walczyć do ostatniego. Widać było niepokój i zdenerwowanie wśród ludzi, czy się zażegna od wybuchu wojny czy też nie. Po powrocie ministra Beka z Berlina oznajmił, że Niemcy żądają korytarza przez Polskę. Odpowiedź dostali negatywną. Nie mamy nic do oddania w przeciwnym razie tylko możemy przyjąć wojnę. I tak sie stało. 1 września 1939 jak błyskawica rozeszła się wiadomość, że Niemcy bezy wypowiedzenia wojny, zaatakowali Polskę.
Jedni wierzyli, inni nie wierzyli. Nad ranem pojawiły się samoloty. Myśleliśmy, ze to ćwiczenia. Za parę godzin, eskadra za eskadrą, podążały w kierunku Dęblina i Puław na bardzo dużej wysokości. Zrzucili kilka bomb na lotnisko w Dęblinie i na most w Puławach.W Dęblinie wybuchły pożary. Na post w Puławach nie mogli trafić. Naloty z każdym dniem i nocą się nasilały. Komunikaty radiowe podawały o nasilających się działaniach wojsk lądowych i sił lotniczych niemieckich na wszystkich odcinkach frontu. Zaczęli coraz więcej nadjeżdżać uciekinierzy od zachodniej granicy. Szosy były zatłoczone uciekinierami. Samoloty robiły popłoch wśród ludności. Strzelali do wszystkiego co się poruszało, nawet do bydła pasącego się. W miejscowości Klikawa koło Puław, gdzie Polacy zaczęli robić lotnisko polowe, kilkadziesiąt osób, którzy pracowali przy równaniu terenu, zostali zaatakowani i ostrzelani z karabinów maszynowych. Kilka koni zostało zabitych. Parę osób zostało rannych i kilka samolotów zostało spalonych. Powrócili wieczorem z lotniska 4 przerażeni, wystraszeni. Opowiadali o strasznych przeżyciach. Następnego dnia już nie poszli do pracy. Samoloty bez przerwy bombardowały, robiąc spustoszenie na lotniku. Samoloty polskie, które były ukryte w lesie zostały spalone, szosy coraz bardziej zatłoczone wojskiem i uciekinierami. Wszyscy kierowali się za Wisłę. Pozostawiali wszelkiego rodzaju środki lokomocji. Widok był straszny. Wojsko polskie zaczęło się przeprawiać przez Wisłę na wysokości Zajezierza. Front zbliżał się do Radomia. Niemcy koloniści, którzy mieszkali w pobliżu lotniska, nocą zaczęli ostrzeliwać nasze wojsko. Obserwator niemiecki, który był w wierzy kościoła w Górze Puławskiej został zestrzelony przez Polską artylerię.
Z nadciągającym frontem sytuacja stawała się coraz gorsza. Wykupiona żywność w sklepach coraz bardziej zagrażała głodem ociekającej ludności. Samoloty niszczyły wszystko co napotkały po drodze. Dęblin i Puławy przez trzy tygodnie bez przerwy były bombardowane. Lotnictwo nasze nie mogło sprostać zadaniu mimo tak ofiarnej i nierównej walce. Społeczeństwo ogarniał smutek, ale i wola walki. Spontanicznie wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni szli za Wisłę, by tam się dalej bić, bo miał być front za Wisłą. Widok był straszny. Gdzie okiem sięgnąć wszędzie łuny pożarów, niebo zasnute dymem. Most w Puławach tylko jedna bomba trafiła. Przebiła jezdnię nie wyrządzając poważniejszego uszkodzenia. Dopiero kiedy Polacy wycofali się za Wisłę wysadzili w powietrze jedno przęsło mostu.
Front nadciągnął do Wisły. Myśleliśmy, ze będzie bój. Na próżno oczekiwania. Za dwa dni Niemcy przeprawili się za Wisłę i dalej, dalej. Aż w październiku kanonada pod Kockiem wstrząsnęła powietrzem. Znów wstąpiła nadzieja na walkę. Na próżno, bo nie cały tydzień i zapanowała cisza na froncie. W duszy smutek i przygnębienie. Jak to się mogło stać? Nastały okrutne dni okupacji. Jedni mówili, ze już koniec z Polską, inni byli innego ducha, że Niemcy nie wygrają wojny. Okupant od razu wziął się do dzieła. Aresztowania, rozstrzeliwania. Następnie wyznaczał kontyngenty: zboże, mięso, masło, jaja, ludzi, drzewo z lasu. Za nie wywiązanie się na początku była kara grzywny lub kara chłosty.
Porobili z niemieckich kolonistów szturmówki i oni byli panami życia i śmierci. Kto się nie wywiązał z nałożonych obowiązków - wtedy oni się rozprawiali. W urzędach poobsadzali Niemców. Nie było mowy, żeby ktoś uchylił się od obowiązku na niego nałożonego. Zaczęła się wkradać na dobre niewola.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz